Przeżywając już drugą Niedzielę Wielkanocną, którą w 2000 roku Kościół ustanowił Niedzielą Miłosierdzia, zechciejmy pochylić się nad tajemnicą zmartwychwstania Jezusa. Ewangelista Jan przytacza nam tradycyjną relację o ukazywaniu się Jezusa uczniom w Jerozolimie, jako wypełnienie się misji zbawczej w godzinie Jego uwielbienia i złamaniu piętna śmierci, bowiem odtąd żaden człowiek nie umiera już sam. Ten, który w zupełnym opuszczeniu przeszedł przez bramę śmierci tak, że ona nie ma już więcej nad Nim władzy, towarzyszy każdemu, kto z trwogą opuszcza ten świat.
Zmartwychwstały Jezus przekraczając progi zaryglowanego domu, a raczej jego ściany, bo przecież strwożeni Apostołowie w obawie przed Żydami pozamykali się na wszystkie możliwe spusty, przekazuję im pierwsze wielkanocne orędzie słowami: Pokój wam!
Jego obecność jest powodem wielkiej radości, Jezus powrócił żywy, dzieli z nimi wspólnotę stołu na dowód, że nie jest zjawą, jest w swej fizycznej postaci, choć teraz już uwielbionej zmartwychwstaniem. Radość ta zapewne mieszą się ze świadomością, że jeszcze nie dawno większość z uczniów bojąc się o swoje życia, jakby zapominając okres trzyletniego wspólnego wędrowania, ucieka spod krzyża. Słowa pokoju napełniają ich jednak głębokim uciszeniem jak kiedyś fale jeziora targane wichrem.
Czytając dalszą perykopę dowiadujemy się o pewnej wstępującej gradacji darów Zmartwychwstałego. Bowiem Paraklet, który wcześniej nie mógł być jeszcze udzielony, teraz zostaje tchnięty na uczniów niejako prosto z głębi przebitego Serca; jest wcześniej obiecanym darem Ojca, o wiele bardziej znaczącym, niż tylko spokój ludzkiego sumienia.
Darem spotkania ze Zmartwychwstałym początkowo zdaję się nie być obdarzony Tomasz Apostoł. Ewangelia nie podaje co ważniejszego miał w tych dniach do zrobienia, pozostawiając nam jedynie enigmatyczne zdanie: nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Słysząc podniosłe opowiadania Apostołów o powrocie Jezusa nie dowierza tym, z którymi spędził trzy lata, dzieląc nawzajem wspólnotę stołu i trudu nieustannych wędrówek u boku Zbawiciela szukając coraz to dalej zagubionych owiec.
Dopiero ukazanie ran Chrystusa jest w stanie przemienić jego czysty racjonalizm w pełne wiary wyznanie Pan i Bóg mój!
Razem za H. von Baltasarem możemy zwrócić się do Tomasza: Włożyłeś palec w otwartą ranę mego serca, czy odgadłeś, uczniu, tę najgłębszą tajemnicę serca, która je przepełnia po brzegi? Jeśli tego nie pojmiesz, a my razem z tobą, będziemy przemierzać odwieczną drogę do Emaus niczego nie rozumiejąc.
Chciałbyś przekonać się naocznie, Tomaszu, że zmartwychwstałem, chcesz zobaczyć Królestwo, lecz nie chcesz uwierzyć, chcesz widzieć rany zamiast je odczuwać; bo gdzie odniosłem zwycięstwo jeśli nie na krzyżu? Gdy niebo milczało zamknięte na głucho, gdy z otwartych ran płynęła krew tłoczona pchnięciami pulsu, a serce z każdą chwilą pustoszało pozostawiając we mnie omdlenie, gdy w tajemniczym osunięciu się w pustkę nadszedł moment końca istnienia- to było moje zwycięstwo. Od teraz nie dźwigasz już sądu, lecz łaskę, brzemię jest już błahostką, jarzmo łagodne, mój ciężar lekki.
br. Beda